Mieszkanka Chotomowa o sierpniu 1944: „Niemcy skierowali serię w kierunku por. Krasińskiego. Został trafiony”

– Mój brat Tadeusz przybiegł na podwórko i mówi do mnie „choć ściągniesz Krasińskiego z górki tylko na drogę, a my go dalej wciągniemy w kartofle do Dąbrowskiego”. Tłumaczył mi, że Niemcy nie będą do mnie strzelać, bo jestem dzieckiem, więc ja jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia i poszłam – wspomina p. Lucyna, mieszkanka Chotomowa. Jako mała dziewczynka był świadkiem wydarzeń z sierpnia 1944 roku. Jak pamięta akcję wysadzenia pociągu między Chotomowem a Legionowem i śmierć por. Stefana Krasińskiego?

W 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego Urząd Gminy opublikował wspomnienia mieszkanki Chotomowa – p. Lucyny. Wspomnienia zostały przygotowane i udostępnione przez pracowników filii GCKiS w Chotomowie.

***

PAMIĘTAM TAMTE DNI

Nie pamiętam zbyt dobrze pierwszych dni wojny, miałam wówczas 7 lat. Pamiętam za to dobrze sierpień 1944 r. dzień, w którym wysadzono pociąg między Chotomowem a Legionowem Przystanek, było to bardzo blisko mojego domu, mieszkaliśmy przy obecnej ulicy Piusa na pograniczu z Legionowem.

Powstańcy myśleli, że to pociąg z amunicją a to był pociąg sanitarny. W miejscu wykolejenia pociągu teren był pagórkowaty dla mnie dziecka i moich rówieśników były to góry, niemieccy żołnierze byli na wzniesieniu a nasi u podgórza na dole. Stefan Krasiński chciał podejść na górkę aby rozpoznać sytuację ale wcześniej zauważył go Niemiec i skierował w jego kierunku serię z karabinu. Por. Stefan Krasiński został trafiony i leżał pod górką, pozostali widząc co się dzieje, wycofali się. Mój brat Tadeusz przybiegł na podwórko i mówi do mnie „choć ściągniesz Krasińskiego z górki tylko na drogę, a my go dalej wciągniemy w kartofle do Dąbrowskiego”. Tłumaczył mi, że Niemcy nie będą do mnie strzelać, bo jestem dzieckiem, więc ja jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia i poszłam, Krasiński leżał u podnóża wzniesienia głową do góry, nogami w dół wzniesienia.

Chwyciłam go za nogi i przyciągnęłam do piaszczystej drogi, nie wiem skąd miałam tyle siły by tego dokonać, miałam wówczas niespełna 12 lat. Dalej przejęli go chłopaki, czołgając się ściągnęli porucznika w kartoflisko, byłam przy nim, w pewnej chwili powiedział, że chce się napić wody, powiedziałam do niego „panie kierowniku pobiegnę do domu i zaraz przyniosę”. Na podwórku pomyślałam, że dam mu napić się mleka, wyciągnęłam bańkę ze studni i napełniłam garnuszek, pobiegłam do Krasińskiego, wzięłam jego głowę na kolana i podałam kubek z mlekiem, wziął może ze dwa łyki i głowa mu opadła na moje kolana. Powiadomiłam brata i jego kolegów, że Krasiński już chyba nie żyje, poczekali do wieczora, pod osłoną nocy przewieźli ciało kierownika do szkoły i złożyli w trumnie zbitej z desek. W akcji z pociągiem zginął też Antek Grabowski, a Zygmunt Dąbrowski został ranny. Następnego dnia odbył się pogrzeb Grabowskiego jego narzeczonej i naszego kierownika szkoły Stefana Krasińskiego.

Pamiętam jeszcze, że z wagonu wykolejonego pociągu wysypały się pestki słonecznika, a dzieciaki biegały i zbierały je do toreb, starsi wywozili z pociągu wszystko co w nim znaleźli. W jednym z wagonów były ciała zabitych niemieckich żołnierzy, których pogrzebano przy „mostku chotomowskim”.

Mieszkanka Chotomowa