73 lata temu w Legionowie i Jabłonnie…

1 sierpnia 1944 roku powstanie wybuchło nie tylko w Warszawie. Bój toczył się również w Legionowie, z kolei w Jabłonnie stacjonowała Dywizja SS „Hermann Göring”. Jak pierwsze dni Powstania Warszawskiego wspomina Edmund Kuklewski, żołnierz „Szarych Szeregów” Armii Krajowej i prezes Koła Światowego Związku Żołnierzy AK w Jabłonnie?

1944.pl: Jak pan pamięta sam wybuch Powstania?

Edmund Kuklewski: Sam wybuch Powstania, godzina „W”. Powstanie zastało mnie w Legionowie. W Legionowie potocznie mówi się, że wybuchło również 1 sierpnia o godzinie siedemnastej Powstanie. W Legionowie w 1 Rejonie VII Obwodu okręgu warszawskiego Armii Krajowej wybuchł bój powstańczy, który trwał od 1 sierpnia do 5 sierpnia. 6 sierpnia w lasach pod Choszczówką został rozformowany… Ale za chwilę o tym dokładnie, muszę wrócić. Zaczął się bój, bo to za szumnie jest nazwane Powstanie w Legionowie, ale bój powstańczy, był zaliczony do Powstania Warszawskiego formalnie, ale to nie o to chodziło. 31 lipca dowódca Powstania pułkownik dyplomowany Antoni Chruściel wezwał do siebie na odprawę dowódców poszczególnych obwodów okręgu warszawskiego Armii Krajowej na odprawę. Dowódcy poszczególnych obwodów dowiedzieli się o godzinie „W”, dowódca 1 Rejonu, VII Obwodu major podpułkownik „Grosz” Roman Kłoczkowski, otrzymał rozkaz dosyć późno. Znaczy otrzymał wieczorem rozkaz o rozpoczęciu dnia następnego o godzinie siedemnastej, ale tylko i wyłącznie on otrzymał, nie mógł do poszczególnych batalionów i kompanii rozesłać tego rozkazu, bo było późno.

Informacja była dostarczona z opóźnieniem. Rozkaz, że godzina „W” wybija o godzinie 17.00 w 1 Rejonie VII Obwodu okręgu warszawskiego Armii Krajowej z dowództwa od pułkownika Krzyżaka z Warszawy, otrzymał dowódca 1 Rejonu 31 lipca, a poszczególne oddziały następnego dnia o godzinie szesnastej czterdzieści pięć, więc to było późno. Co się stało? Następnego dnia, czyli już jak wybuchło Powstanie Warszawskie, została rozbita składnica meldunkowa 1 Rejonu Armii Krajowej „Obroża” przy ulicy Emilii Plater numer 10, czyli operacyjne meldunki nie mogły dotrzeć do poszczególnych ośmiu rejonów, w wianuszek naokoło Warszawy. To była tragedia, bo wszystkie operacyjne dokumenty zostały zniszczone i teraz co się stało. „Kalwin”, czyli pułkownik Krzyżak, dowódca VII Obwodu, musiał skorzystać z poczty harcerskiej, która została oficjalnie otwarta 6 sierpnia, ale meldunki już szły wcześniej 4 sierpnia. W każdym bądź razie meldunki operacyjne do poszczególnych obwodów warszawskich, podwarszawskich nie dotarły.

Bój powstańczy, wróćmy do konkretu, wybuchł o godzinie siedemnastej w Legionowie, zaatakowany został garnizon. Dwa dni przed tym Niemcy odeszli, ale tuż przed Powstaniem z powrotem wrócili, bo zatrzymana została ofensywa sowiecka pod Radzyminem i rozgorzała walka w Legionowie.

Pan uczestniczył w tej walce?

Teraz zaczynam mówić o swoim udziale. Jestem w Legionowie z meldunkiem z dowództwa drugiego batalionu z Jabłonny i jestem świadkiem ataku czołgów z Dywizji „Hermann Göring”, której część stacjonowała w parku przypałacowym w Jabłonnie. Na dwa dni przed Powstaniem weszło kilka małych jednostek z całej Dywizji elitarnej SS „Hermann Göring” i z Dywizji „Wiking”, które miały za zadanie, które brały udział właśnie w zatrzymaniu ofensywny radzymińskiej, czyli szły z Jabłonny. Dlatego 2 batalion jabłonowski 1 Rejonu nie mógł wejść do boju powstańczego, bo czołgi i wozy pancerne z Jabłonny z parku pałacowego, ogromnego, gdzie były zamaskowane, to wszystko się stało niemalże w nocy z dnia na dzień, szły szosą Jabłonna, Zegrze, skręcały w szosę Jabłonna, Marki, Czarna Struga, Marki i do Radzymina. Zatrzymały między innymi ofensywę sowiecką w Radzyminie, tam stanęła ofensywa, która później miała reperkusje jeżeli chodzi o Powstanie nasze Warszawskie.

Jak zwykle giną najmłodsi, zginęło niepotrzebnie, bo byli okopani przy szosie z butelkami benzynowymi, harcerze mojego hufca, nie z mojej drużyny, z legionowskiej drużyny „Klejment”, „Zakrzewski”, „Kałamaja”, trzej harcerze. Byłem na pogrzebie ich, poszły serie z ciężkiego karabinu maszynowego z czołgu i zginęli na miejscu.

Pan to widział?

Widziałem ten atak, nie wiedziałem, dopiero się następnego dnia dowiedziałem, kto tam był, widziałem co się działo, bo to były na piaszczystym terenie stanowiska typu prowizoryczny bunkier i ci młodzi szesnastolatkowie. Widziałem co się stało, widziałem, że była tragedia, bo strzaskali z ciężkiego karabinu maszynowego i widać było, że ludzie tam giną, bo przecież były krzyki. Obok była willa, budynek, w którym mieściła się restauracja „San Remo” i tam bardzo krótko był sztab 1 Rejonu i niosłem jakiś zaszyfrowany meldunek. Tam byłem dosłownie siedemdziesiąt metrów, pięćdziesiąt metrów od tego, może i tego nie było. Druga bolesna sprawa, to idąc kolejny raz do magazynu broni z kolegą Włodzimierzem Parzonką, któremu później mina urwała nogę i rękę. Trudno mi później było ustalić nazwisko po wojnie, leżał na przejeździe kolejowym [chłopak], jeszcze go zdejmowaliśmy. Ostrzelany był z pociągu pancernego, który stał na przejeździe kolejowym od szosy od skrzyżowania głównej szosy Jabłonna – Zegrze jakieś dwieście metrów i zaszachował przejazd szosą przez tory kolejowe. Młody chłopak, w naszym wieku, w panterce z przestrzeloną głową musiał dostać pociskiem „dum-dum” dlatego, że połowę czaszki miał rozerwaną, nazywał się Kazimierz Pikuta. Bój powstańczy trwał do 5 sierpnia, 6 został rozformowany.

Cały wywiad przeprowadzony przez Aleksandrę Żaczek można przeczytać TUTAJ.