Matka: Szkoła dyskryminuje mojego syna

We wtorek na łamach naszego serwisu ukazał się artykuł pt. „Uczeń terroryzuje całą szkołę”. Przedstawiliśmy w nim relację z posiedzenia komisji Oświaty, Kultury i Sportu w Radzie Gminy, podczas którego dyrektor Szkoły Podstawowej w Jabłonnie poinformowała radnych o zaistniałej sytuacji w jej placówce. Dzisiaj przedstawiamy zdanie drugiej strony, czyli matki chłopca. Oświadczenie pozostało w formie oryginalnej, nie było redagowane.

„Jestem wstrząśnięta tym, co przeczytałam na temat mojego syna i mojej rodziny na portalu internetowym. Nie rozumiem jak to możliwe, że dyskusje na Komisji Oświaty w gminie Jabłonna odbywają się bez wiedzy zainteresowanych stając się nagonką. Radni, którzy pozwalają na publiczne obrzucanie nas błotem, nie dają nam szansy na przedstawienie naszego stanowiska i obronę.

Mój syn ma Zespół Aspergera. W szkole podstawowej w Jabłonnie spotkał się z dyskryminacją, próbą zniszczenia jego godności, szarganiem jego praw i zupełnym brakiem zrozumienia jego zaburzenia.

Przez półtora roku od czasu diagnozy naszego syna nie mogliśmy się doprosić, żeby pracujący z nim nauczyciele zostali przeszkoleni w zakresie postępowania z uczniami z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Wynika to prawdopodobnie z tego, że dyrekcja miała nadzieję, że przekona nas do zabrania syna ze szkoły.

Informacje, które na komisji oświaty w dniu 12 stycznia przedstawiła pani dyrektor są w dużej części pomówieniami lub manipulacjami, które mają na celu pozbycie się wymagającego szczególnej troski dziecka, które wykazuje duże uzdolnienia i może stać się wartościowym uczniem oraz zdyskredytowanie nas jako rodziców ponieważ ośmieliliśmy się szukać pomocy w konflikcie z panią dyrektor w kuratorium

Mój syn został zdiagnozowany w wieku prawie 7 lat w październiku 2013 roku. Od jego wieku przedszkolnego szukałam pomocy u różnych terapeutów i psychologów. Nie jest prawdą, że to pani dyrektor zmusiła nas do diagnozy. Mimo, że moje dziecko od 3 roku życia uczęszczało na terapię integracji sensorycznej, a w wieku 4 lat udałam się z nim po diagnozę do Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej w Legionowie nikt nie zasugerował dalszej diagnostyki w kierunku zaburzeń ze spektrum autyzmu. A z późniejszych opinii poradni wynika, że były ku temu przesłanki. Diagnozy w kierunku zespołu aspergera nie zasugerowała też, wbrew temu, co powiedziała pani dyrektor, szkoła. Diagnoza w tym kierunku jest wynikiem wyłącznie mojego dociekania i uporu.

Mój syn jest uczniem szkoły w Jabłonnie od dwóch i pół roku. Szczyt jego trudnych zachowań przypadł na listopad- grudzień zeszłego roku szkolnego, ponieważ my jako rodzice pokornie znosiliśmy wtedy ataki ze strony szkoły nikt nie myślał o nagłaśnianiu sprawy w mediach i o rozpowszechnianiu informacji na temat trudności szkolnych naszego syna.

Od czasu diagnozy mój syn poczynił olbrzymie postępy. Przez półtora roku dojrzał i uczestniczył w intensywnej terapii. Prywatnie, na własny koszt (choć zgodnie z obowiązującym prawem jest to obowiązek szkoły) zorganizowaliśmy mu integrację sensoryczną, trening umiejętności społecznych, trening słuchowy metodą Tomatisa. Ponadto przez pół roku korzystaliśmy z hipoterapii. Na leczenie naszego syna przeznaczyliśmy tylko w zeszłym roku kilkanaście tysięcy złotych. Zachowanie dziecka uległo bardzo dużej poprawie, a coraz rzadsze incydenty złego zachowania najczęściej zdarzają się wtedy kiedy szkoła nie dopełni swoich obowiązków.

Ponieważ w trosce o bezpieczeństwo wszystkich dzieci poinformowałam o nieprawidłowościach i zaniechaniach mających miejsce w szkole Mazowieckie Kuratorium Oświaty w Warszawie pani dyrektor nie mając w ręku merytorycznych argumentów na swoją obronę zaatakowała nas uciekając się do pomówień i manipulacji.

To kłamstwo, że mój syn „prawie utopił rówieśnika na basenie”. Kiedy dowiedzieliśmy się z zeszytu wychowawczego syna o zaistniałej sytuacji udaliśmy się do nauczyciela prowadzącego zajęcia na basenie aby z pierwszej ręki dowiedzieć się o przebiegu wydarzenia. Moje dziecko dopływając do brzegu basenu chciało się złapać drabinki i niechcący, zupełnie nieświadomie pociągnęło za nogę swoją koleżankę. Mogło się to zdarzyć każdemu dziecku nie tylko temu z zaburzeniami. Tylko niestety moje dziecko dzięki wytrwałej pracy dyrektora szkoły ma już przyklejoną łatkę łobuza i tak zostało to zinterpretowane przez mamę dziewczynki. Kilkukrotnie rozmawiałam o tym z nauczycielem i w rozmowach ze mną sytuacja była przedstawiana jako niegroźna i nie wymagająca żadnych interwencji. Tymczasem w relacjach dyrekcji z każdym dniem incydent ten stawał się coraz groźniejszy. Początkowo było to pociągnięcie koleżanki za nogę, a ostatnio incydent, który wymagał interwencji ratownika a teraz „prawie utopienie”. Wszystko to ciągle o tym samym zdarzeniu.

Relacje między naszymi dziećmi są bardzo dobre. Dzieci razem się bawią, syn pomaga młodszej siostrze, a ona dzieli się z nim słodyczami . Młodsza córka nigdy nie zostaje bez opieki. W opinii wychowawców przedszkolnych jest szczęśliwą, rezolutną dziewczynką.

Nie jest prawdą, że zajmuje się tylko i wyłącznie pracą zawodową a moje dzieci pozostawione są same sobie. Jak olbrzymia część pracujących Polaków wracam do domu po godzinie 16.00 i z wyjątkiem kilku dni w roku mam całe popołudnie i wieczór dla swoich dzieci. Wozimy na zmianę z mężem syna na terapię, pomagamy mu w nauce, która z racji zaburzeń zajmuje mu więcej czasu niż innym dzieciom, rozmawiamy spędzamy wspólnie czas. Na zarzuty wysuwane pod adresem mojego męża również pani dyrektor zapewne nie znajdzie żadnych dowodów.

W odwecie za nasz brak pokory pani dyrektor zabrała nauczyciela, który opiekował się synem w czasie przerw. Czasami mam wrażenie, że pani dyrektor chciałaby, żeby wydarzyło się wreszcie jakieś nieszczęście i żeby wreszcie mogła się pozbyć problemu.

Sposób w jaki opowiada pani dyrektor o zachowaniu naszego syna jest nastawiony na wywołanie przerażenia u słuchającego. Takie opowieści, zawierające często wątki fikcyjne, miały miejsce na zebraniach w klasie mojego syna, jak również w indywidualnych rozmowach pani dyrektor z rodzicami innych dzieci. Doskonale wiemy, że takie postępowanie godzi w prawo do poszanowania dobrego imienia i prywatności gwarantowane między innymi przed Konwencję Praw Dziecka.

Wielokrotnie zastanawiałam się czy toczenie sporu z panią dyrektor ma sens i czy jest to dobre dla mojego dziecka, ale wiem z różnych źródeł, że taki sposób rozwiązywania problemu „trudnych uczniów” jest w szkole w Jabłonnie dość częsty. Wiele z osób pracujących w tej placówce zamiast przyłożyć się do swojej pracy, pogłębić swoje kwalifikacje i okazać serce potrzebującym woli wylać wiadro pomyj na głowę rodziców i zmusić ich do zabrania dziecka do innej placówki. Mam nadzieję, że spora część czytających ten list zgodzi się ze mną w tym, że dobry nauczyciel poszukuje rozwiązania, a nie pozbywa się problemu”.

Imię i nazwisko do wiadomości redakcji