Legionowo bezpieczne, Jabłonna nie?

– Od paru tygodni pojawia się niepotwierdzona plotka, że PiS ma projekt kompromisowy, który polega na przyłączeniu 18 gmin do aglomeracji. Tych, które przylegają do Warszawy, czyli m.in. gmin Jabłonna i Nieporęt – mówi nam Roman Smogorzewski. Prezydent Legionowa w rozmowie z Danielem Szablewskim podsumował legionowskie referendum w sprawie włączenia naszych sąsiadów w granice Warszawy.

Daniel Szablewski: Większym sukcesem była frekwencja na poziomie 46,72% czy 94,27% głosujących, którzy powiedzieli „nie” pomysłowi włączenia Legionowa w granice metropolii warszawskiej według projektu przygotowany przez PiS?
Roman Smogorzewski: Jedno i drugie to sukcesy, ale chyba jednak wynik jest bardziej porażający niż frekwencja. Ponad 94% osób głosujących za jednym rozwiązaniem stanowi niespotykaną zgodność. Przez ostatnie 27 lat chyba nie zdarzyła się podobna sytuacja. Frekwencja jest jednak podwójnie bardzo wysoka, ponieważ swój głos poszło oddać wiele osób, które nigdy nie uczestniczyły w żadnych wyborach. Myślę, że przeważył tu patriotyzm lokalny, ale również zdenerwowanie czy poruszenie stylem sprawowania rządów przez PiS. Oczywiście, jakaś część elektoratu PiS nie poszła na referendum, na przykład pan Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji. Nasz mieszkaniec przyznał się do tego na antenie radiowej Trójki. PiS przez miesiąc kampanii referendalnej przestało istnieć w Legionowie, w żaden sposób nie odniosło się do naszej kampanii czy w ogóle do faktu istnienia. PiS grało ewidentnie na nieważność referendum poprzez brak wymaganej frekwencji. Mimo to mieszkańcy pokazali, że są zadowoleni z tego jak rozwija się Legionowo i chcą, żeby dalej to było kontynuowane. Mogły pojawić się u nich obawy, że nasza praca zostanie zniszczona poprzez podporządkowanie Legionowa jakiemuś molochowi.

Jeszcze kilka miesięcy temu był pan anonimowym prezydentem dla mieszkańców Warszawy czy innych gmin położonych wokół Warszawy. Teraz stał się pan twarzą referendum. Nie bał się pan konsekwencji wynikających z tego, że stanął pan na jego czele?
Wydaje mi się, że wielu chciało zrobić, to co ja zrobiłem, ale jednak bali się pewnej odpowiedzialności. Ja też trochę bałem się tego, ponieważ ludzie przecież mogli nie pójść na referendum albo zagłosować „za”. Kampania PiS-u, mimo że ta w lokalnym wymiarze nie istniała, funkcjonowała na poziomie ogólnowarszawskim: obiecywano tańsze bilety, lepszy transport i że zostaną rozwiązane wszystkie problemy. Mieszkańcy mogli to kupić, bo przecież każdy chce wierzyć w dobre rozwiązania.

Co zatem przeważyło, że podjął się pan tego wyzwania?
Przez ponad połowę swojego życia angażuję się w polski samorząd, który – jak widzę bywając zagranicą – jest wzorcem szczególnie dla wschodnich krajów. Porównując z innymi państwami, mogę przyznać, że nasz samorząd naprawdę udał się nam. Jednak PiS tego samorządu – mówiąc brutalnie – nienawidzi, ponieważ zupełnie nie wpisuje się w centralistyczną wizję kraju. Działania PiS – w mojej ocenie – idą w takim kierunku, aby zniszczyć polski samorząd, natomiast ustawa aglomeracyjna według mnie była wybadaniem na ile mieszkańcy lokalnych, małych ojczyzn dadzą sobie zabrać tą samorządową wolność. Jednak mieszkańcy Legionowa w tym referendum poczuli się silni, ponieważ zobaczyli, że jest ich dużo. Także mieszkańcy innych wspólnot lokalnych, np. z gm. Nieporęt poczuli, że nie trzeba bać się frekwencji. Co więcej, będą organizowane referenda w kolejnych gminach. W pewien sposób Legionowo może być symbolem oporu społeczeństwa przeciwko demagogicznemu stwierdzeniu „naród nas wybrał i mamy prawo robić, co chcemy”. Społeczeństwo, które ma demokratyczne struktury, może jednak powiedzieć „nie”. Chociaż ludzie jeszcze nie zwracają uwagi na te rzeczy, które psuje PiS i pojawia się pewne przyzwolenie na takie działania. Tylko, że kiedy przyjdą efekty psucia państwa, będzie już za późno na reakcję. Trzeba będzie przez wiele lat budować to państwo na nowo. W mojej ocenie PiS żeruje na utopijnej wizji państwa idealnego. Wiadomo, że chcemy wierzyć w idealne państwo, ale ono nie istnieje. Historia uczy nas, że próby stworzenia idealnych państw kończyły się milionami ofiar i koszmarami… Wracając do referendum, to mimo tego, że wszyscy kochamy Warszawę, chcemy mieć lepszą komunikację, płacić mniej za bilety i sama nazwa Warszawa brzmi dumnie, to jednak mieszkańcy Legionowa nie dali się oszukać temu, że nie mieszkają w aglomeracji warszawskiej. Mieszkają i już teraz są częścią tej aglomeracji, podobnie jak mieszkańcy Chotomowa czy Jabłonny. Nie dali się też oszukać, że gdy powstanie kolejne administracyjne rozwiązanie, to ich problemy rozwiążą się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Pojawiają się opinie polityków PiS, jak i pana lokalnej opozycji, że tak naprawdę to referendum nie niesie za sobą żadnych skutków prawnych.
To jest przerażające, że rząd PiS od wielu miesięcy nie słucha Polek i Polaków, a nawet lekceważy ich zdanie. Oczywiście może to robić dalej, ale myślę, że zapłaci za to sporą cenę. Czystą głupotą i chamstwem było obrażanie przez jedną z posłanek mieszkańców Legionowa mówiąc, że jest to osiedle byłej Szkoły Służby Bezpieczeństwa czy mówienie przez kolejną posłankę, że mieszkańcy Legionowa nie wiedzieli nad czym głosują. Jeżeli tak będzie traktowany głos społeczeństwa, to myślę, że ludzie zagłosują odpowiednio w następnych wyborach. Spodziewałem się też, że mogły pojawić się hasła, że referendum zostało sfałszowane. Dlatego zaprosiliśmy wszystkie organizacje, które monitorują wybory, urny były przezroczyste, byli również obecni mężowie zaufania. Trudno było to podważyć, a że wynik referendum nie pozostawia wątpliwości, to pojawiają się komentarze, że ludzie nie wiedzieli, co robią, że to na pewno są ubecy albo że Legionowo to tylko jedno małe miasto, a referendum i tak nie jest wiążące. W takim razie, co ma być wiążące dla rządzących, jeżeli nie głos obywateli?

Pod względem finansowym Legionowo straciło czy zyskało na referendum?
Pod każdym względem zyskało. Na kampanię informacyjną wydaliśmy ok. 20 tys. zł, a na koszty referendalne zyskaliśmy prawie 40 tys. zł. Ogromnym zyskiem był jednak czas antenowy, z którego Legionowo skorzystało. To jest wartość na poziomie ponad 2 mln zł i mogę powiedzieć, że w ten sposób Legionowo wypromowało się marketingowo. Poza tym pieniądze, które wydaliśmy na referendum, trafiły do mieszkańców Legionowa, którzy pracowali w obwodowych komisjach, z kolei druki czy materiały były realizowane w legionowskich drukarniach. Najważniejszą wartością referendum było jednak to, że mieszkańcy Legionowa poczuli, że są wspólnotą, mogą być z siebie dumni i mają poczucie, że są ważni. Gdyby jeszcze raz trzeba byłoby podjąć decyzję dotyczący zrobienia referendum, ta byłaby identyczna. Pod względem finansowym, ale i społecznym, to była najlepsza inwestycja ostatnich lat.

Lokalna opozycja zarzuca panu, że urząd wskazywał mieszkańcom jak powinni zagłosować w kwestii przyłączenia Legionowa do Warszawy. To znaczy przeciwko.
Niestety lokalna opozycja w ogóle nie zna prawa. Tak samo wysyła donosy do CBA na mnie, po czym wszczynane są kontrole, które nic nie wykazują. Robią to ci sami ludzie, tj. Mazowieckie To i Owo i Stowarzyszenie Legionowskich Lokatorów. Jak pan myśli, ilu członków ma to stowarzyszenie?

Pewnie wielu.
Czterech, w tym trzech aktywnych. To bardzo mała liczba, ale mimo to zabierają głos w ogólnopolskich mediach, reprezentując stowarzyszenie mieszkańców. Tylko jaka to opozycja, skoro nie znają prawa? Myśląc o referendum, opozycja czyta artykuły mówiące o odwołaniu wójta, burmistrza, prezydenta bądź rady i tam rzeczywiście jest zakaz prowadzenia przez samorząd jakiejkolwiek kampanii informacyjnej i wydatkowania pieniędzy. Jednak tutaj radni wnioskowali o przeprowadzenie referendum oraz przegłosowali negatywne stanowisko wobec ustawy, więc kto miałby prowadzić kampanię informacyjną? Stanowisko rady i inicjatywa były w określonym kontekście, tylko jeden radny był przeciwko referendum.

Śledząc komentarze na forach internetowych, dało się wyczuć, że spora liczba mieszkańców była przeciwna referendum.
Te komentarze pisze nie więcej niż 20 osób, a często są to te same osoby pod różnymi nickami, w tym także mieszkańcy Chotomowa. Jak kiedyś archeolodzy będą badali świat tylko poprzez zapisy dostępne w internecie, to pewnie pojawią się wnioski, że miasto w tym czasie było w ruinie.

W przypadku opozycji, zawsze pojawia się pytanie, czy jej przedstawiciele chcą pobudzić mieszkańców czy tak naprawdę mają chęć zaistnieć na scenie politycznej. Jak jest w przypadku na przykład stowarzyszenia, o którym pan mówił i osób z nim powiązanych?
Nie znam dokładnie tych ludzi, ale część motywacji mogę zrozumieć. Jeden pan zaczął działać, ponieważ obok niego ma powstać blok, a miasto tego nie zablokowało. Inna osoba mieszka w budynku komunalnym, ma największy dług w mieście i chce dostać nie jedno, a nawet dwa mieszkania. Chcieliśmy pomóc rodzinie tej osoby, pan otrzymał propozycję mieszkania, ale nie chciał z niej skorzystać. Ludzie poprzez działalność internetową lub medialną bardzo często chcą załatwić swoje prywatne interesy, używając sztandarów dobra ogólnego, wysokich wartości społecznych czy sprawiedliwości. Pojawia się wtedy pytanie, czy nie ulec dla świętego spokoju? Chyba jednak nie, bo jak dzisiaj ulegniemy szantażowi pana X, pan X pochwali się, że tak załatwia się sprawy w Legionowie i będziemy mieli trzech kolejnych panów X. Jestem po to, żeby pomagać ludziom, ale w domu tak mnie wychowano, że nie można poddawać się szantażowi.

W marcu Rada Gminy Jabłonna podjęła stanowisko w sprawie legionowskiego referendum, w którym poparła jego wyniki i solidaryzowała się z mieszkańcami oraz władzami Legionowa. Przewodniczący rady powiedział, że jeśli inne gminy z terenu naszego powiatu podejmą uchwały dotyczące przeprowadzenia referendów, także gm. Jabłonna powinna uczynić to samo. Czy według pana inne gminy powinny pójść śladem Legionowa?
Gmina Jabłonna powinna być szczególnie zainteresowana, ponieważ od paru tygodni pojawia się niepotwierdzona plotka, że PiS ma projekt kompromisowy, który polega na przyłączeniu 18 gmin do aglomeracji. Tych, które przylegają do Warszawy, czyli m.in. gmin Jabłonna i Nieporęt. Żeby powiat legionowski pozostał, wystarczą pozostałe gminy. Mieszkańcy mają prawo, żeby wypowiedzieć się w tej kwestii. Trzeba jednak pamiętać, że PiS działa szybko, więc nie chciałbym, żeby było tak samo jak w przypadku zbieranych podpisów pod referendum edukacyjnym, że machina i tak ruszyła i nawet jeśli suweren zabrałby głos w temacie zmian w systemie edukacji, to ona raczej już nie zatrzyma się. Mówię o tym, żeby nie było za późno. Koszty w przypadku gm. Jabłonna, które byłyby na poziomie prawdopodobnie ok. 25 tys. zł, to żadne koszty w relacji do możliwych strat, także finansowych. Cieszę się, że radni solidaryzują się z Legionowem, ale po to ma się lidera, że w kluczowych sytuacjach, to lider – który może być jednoosobowy czy zbiorowy jak rada – powinien dać swoim mieszkańcom prawo głosu.

Dziękuję za rozmowę.